4 maski: Origins Clear Improvement, Original Skin, Out of Trouble & Drink Up Intensive

By Rupieciarnia drobiazgów - 09:24

Gdyby to było moje pierwsze spotkanie z marką Origins to przyznaję szczerze - miałabym mieszane uczucia czy pójść tą drogą i inwestować miliony monet w nią. Ale nie jest. Miałam próbki, miałam już jakieś miniatury (np. Drink Up już się u mnie pojawiło i byłam zachwycona!) a teraz przyszła pora na set czterech masek, które dostałam od Agaty. Sprawdziłam wszystkie po kolei, wracałam do jednej, inną odpuszczałam, potem znowu sięgałam po tą 'niechcianą' i przyglądałam się jej bliżej. Spędzałam godziny na obserwowaniu skóry, minuty na stwierdzenie ' lubię/ nie lubię i jest do dupy' i dnie na uporządkowaniu tego, którą mogę polecić , a która z całej czwórki jest najbardziej przereklamowana. Cztery maski, jedna marka, cztery różne działanie - czy coś z tego wyszło mi na dobre?


Z Origins to najchętniej widziałabym u siebie serię GinZing, która pachnie obłędnie i prędzej czy później wrzucę sobie ją do koszyka! Ale zanim to nastąpi uraczyłam moją buzię czterema różnymi formułami na różne problemy skórne - efekty były i na szczęście żadna mnie nie podrażniła (uff!). Zafundowałam sobie genialne SPA, w sumie ostatnie dwa miesiące moja buzia raczyła się jedną z lepszych marek (podobno :D!) - pora na rozliczenie i sprawdzenie ile prawdy jest w zachwytach nad maskami Origins. A dla przypomnienia ---> moja cera ---> mieszana w kierunku normalnej (teraz już bardziej normalna).

Clear Improvement

Naturalne składniki oczyszczają skórę, aby wyglądała jak najpiękniej. Węgiel drzewny pozyskiwany z bambusa działa jak magnes i przyciąga głęboko zalegające zanieczyszczenia blokujące pory, biała chińska glinka absorbuje toksyny wydzielane przez środowisko, a lecytyna rozpuszcza zanieczyszczenia. Skóra wygląda świeżo i jest perfekcyjnie oczyszczona.



Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile miałam kosmetyków z węglem - był micelarny płyn marki własnej Sephora (świetny) i seria Bielendy Carbo Detox (dla mnie za mocna) i właśnie z tej serii miałam maseczki, które zaskoczyły mnie działaniem. Liczyłam, że Origins przebije cuda za 3 zł już przy pierwszym użyciu. Faktycznie - przebiło! Ale nie tak jak chciałam!
Jeśli chodzi o działanie: owszem maska (głównie) oczyszcza, owszem odblokowuje pory, jasne skóra jest oczyszczona (wracając do meritum to aż za mocno) ... i wysuszona na wiór! I nieważne ile ją trzymam na buzi: krótko/ długo to za każdym razem moja buzia woła 'pić, pić!' i to okropnie, bo po niej naprawdę potrzebuje silnie nawilżającego kremu! Wybaczyłabym jej to, naprawdę gdyby te efekty utrzymywały się długo, ale cóż - następnego dnia po porządnym oczyszczeniu nie ma śladu, w ogóle jakbym nie nakładała maski i jedyną rzeczą, która mi o tym przypomina jest fakt, że skóra nadal woła 'dej mi wody'.
Mało tego ma okropną smolistą/ klejącą konsystencją, którą zmywa się ciężko. Ma okropny zapach - coś na kształt farby (?), który mnie denerwuje. Nie nakładajcie jej dużo bo będzie wysychać wieki! I coś co mnie istotnie frapuje: od początku jej stosowania / nakładania zawsze mnie piecze skóra a to już całkowicie ją odrzuca! Tą maskę mianuje się jako tańszy odpowiedni kultowej czarnej maski GlamGlow - nie wiem ile jest w tym prawdy i jak bardzo mają podobne działania ale stanowczo mówię nie dla skóry suchej na wiór choć podejrzewam, że cery tłuste powinny się z nią dogadać i być z niej zadowolone.


Original Skin

Przywróć blask swojej skórze dzięki naszej innowacyjnej maseczce 2-w-1! 
Dzięki śródziemnomorskiej różanej glince, kanadyjskiej wierzbownicy i złuszczającym mikrocząsteczkom jojoby, delikatnie acz głęboko oczyszcza skórę i wyrównuje jej strukturę. Powiększone pory znikają. Klarowność zostaje przywrócona. 
Skóra błyskawicznie nabiera pięknego blasku.


'Innowacyjna'? jak dla kogo. Jeśli dobrze pamiętam to miałam już maskę, która mogła służyć jako peeling i tak właśnie było w przypadku pasty z węglem od Bielendy. Także sorry ale nie, tyle z innowacji w tym temacie. Bo właśnie Original Skin pełni te dwie funkcje i przekonacie się dopiero o tym jak całkowicie zaschnie na buzi - podczas nakładania czuć pod palcami lekkie drobinki (coś na kształt cukru) jednak gdy maska jest całkowicie sucha to te drobinki są jakby minimalnie większe (tak mi się wydaje). Z całą pewnością to połączenie nie należy do delikatnych - drobinki są dość ostre i porządnie złuszczają a w połączeniu z maską dają naprawdę przyzwoity efekt. Tak jak u poprzednika skóra jest dobrze oczyszczona, pory zminimalizowane, oczywiście delikatnie przesusza (nie wiem co one z tym mają?) ale i jest rozświetlona i za to ją lubię! Bo to się naprawdę utrzymuje , efekt rozświetlenia jest widoczny gołym okiem, nałożenie kremu nawilżającego gasi pragnienie cery (w przypadku maski węglowej trzeba robić to kilkakrotnie tu wystarczy raz) . Na plus konsystencja, która się przyjemnie rozprowadza i łatwo się zmywa, szybko zasycha na skórze niezależnie od ilości jej nałożenie i pachnie ślicznie - delikatną różą. Zdecydowanie nie jest to maska dla osób z wrażliwą cerą - mimo, że producent mówi o 'delikatności' to ja jednak klasyfikuję Original Skin jako maskę/peeling z mocnym akcentem złuszczania.



Out of Trouble

Kiedy skóra jest zbyt tłusta lub kiedy pojawiają się problemy z trądzikiem, najlepszym rozwiązaniem na takie kłopoty jest seria Out Of Trouble Origins. 
Rewelacyjnie absorbujący tlenek cynku i siarka plus łagodząca kamfora szybko pomagają skórze usunąć nadmiar sebum i pozbyć się błyszczenia, złuszczyć obumarłe komórki naskórka i oczyścić skórę z powodujących problemy zanieczyszczeń. 
Wszystkie te składniki razem pomagają skórze uniknąć problematycznych sytuacji, wygładzić chropowatą strukturę skóry i zapobiegają potencjalnemu pojawieniu się trądziku w przyszłości.


Out of Trouble to maska, której nie doceniłam i od samego początku nie dawałam jej szans na jakąkolwiek udaną relację między nami. Przełom nastąpił jakoś w kwietniu, gdy zastosowałam ją w dzień (a nie na wieczór jak to zwykle robię) i dopiero wtedy doceniłam jej właściwości. 'Biała' jak na nią mówię równie dobrze może być maseczką 'bankietową' - te 10 minut, o których mówi producent daje wszystko co nasza skóra potrzebuje: jest oczyszczona i delikatnie rozświetlona, nie ma żadnej suchości, ba mam wrażenie, że ją delikatnie matowi, pory zamknięte a całość wygląda jak po jakimś dobrym zabiegu oczyszczającym (jak kto woli po odpicowaniu ryjka ;D). Jak dla mnie to jedna z lepszych masek oczyszczających godna uwagi! Czy pomaga na trądzik? Nie wiem, bo takiego problemu nie mam (nie licząc jednego/góra dwa pryszcze podczas okresu) ale nie zauważyłam by jakoś szczególnie na to wpływała (może osoby z większym problemem widzą dobro płynące z maski).
Przerażać może jedynie gęsta 'pastowa' konsystencja - nie miałam z nią jednak problemu, zasycha dość szybko. Drugim odstraszającym czynnikiem może być zapach: ja w nim czuję mieszankę cynku (np. jak w przypadku maści cynkowej) i kwasu salicylowego, przeboleję i to, bo dla efektu warto :D


Drink Up Intensive

Mając wrażliwą skórę, nałóż tę ultra bogatą w składniki maseczkę nawilżającą na noc. Olejki z awokado i pestek moreli głęboko i błyskawicznie rozprowadzą po spragnionej nawilżenia skórze zgromadzone rezerwy substancji nawilżających oraz pomogą zbudować zapasy na jutro. Wodorosty z morza japońskiego pomagają naprawić barierę ochronną skóry zapobiegając odwodnieniu w przyszłości i oznakom przedwczesnego starzenia. 
Skóra budzi się odprężona, odświeżona i jędrniejsza.


Tą już znam, tą już miałam i wiedziałam czego się spodziewać. Wróciłam do niej po kilku miesiącach i nadal jestem oczarowana jej zapachem i działaniem! Ta maska jako jedyna ma konsystencję zbliżoną do lekkiego kremu i tak też się zachowuje na skórze... chociaż mówiąc szczerze, dwa razy w tygodniu na noc z nią wystarczą i o więcej się nie pokuszę :D. Sama w sobie dobrze nawilża i czuć to przez kilkanaście godzin (zazwyczaj następnego dnia po niej rezygnuje z kremu bo widzę, że moja skóra tego nie potrzebuje), cudnie pachnie brzoskwiniami , na chwilę zostawia skórę lepką ale warto! Co mam więcej powiedzieć? Ideał w kwestii nawilżenia, cera na nią dobrze reaguje, rano wygląda na wypoczętą i 'świeżą'. Nie ma żadnego śladu na poduszce czy maski we włosach - jest cudna i tyle a kto miał ten chyba wie co mam na myśli ;). Zdecydowanie dla osób z odwodnioną czy suchą skórą, może w jedną noc nie da Wam cudów ale o kilku 'razach' z nią zauważycie jak dobrze wpłynęła na buzię ;)

Ok, nie wiem czy coś więcej mogę o nich powiedzieć (w razie w dopiszę) ale po dwóch miesiącach stosowania nic więcej mi się w oczy nie rzuciło. Wszystkie miniatury mają po 30 ml i są cholernie wydajne więc sądząc po tym to pełnowymiarowe opakowania będą służyć Wam na długo.

Out od Trouble i Drink Up Intensive są dla mnie idealne! Dają mi wszystko co moja skóra potrzebuje i jak się nadarzy okazja, kupię większe opakowanie, jeśli chodzi o pozostałe dwie: nie są złe ale nie dla mnie po prostu.

Sephora, 100 ml / 99 zł (akurat na Drink... trwa promocja i kosztuje ok. 67 zł) 

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze