Bath & Body Works Tutti Dolci krem do ciała Pink Peony

By Rupieciarnia drobiazgów - 07:30

Nie ukrywajmy - od kiedy poznałam kilka produktów Bath & Body Works to przestałam myśleć, że jest to 'przerost formy nad treścią'. W miarę upływu czasu i poznawaniu ich produktów utwierdzałam się w przekonaniu 'wow, za takie walory to cena nie jest taka straszna'. Teraz kiedy w moje łapki wpada jakieś 'cudo' spod tego szyldu to naprawdę cieszę się jak dziecko, które w sklepiku osiedlowym dostało co najmniej lizaka serduszko za 20 gr! Jest coś takiego w ich pielęgnacji, że w zupełności spełnia moje oczekiwania: czy to moje wymagania zapachowe czy też w kwestii samego działania, zazwyczaj jestem zadowolona. Kiedy napisał do mnie Żeluś (Magda :D ♥) z pytaniem 'wolisz cytrynę czy piwonię?' w ciemno wybrałam to drugie, dopiero po kilku sekundach okazało się, że zakupiła ona nowości z oferty marki kremy do ciała w dwóch wariantach zapachowych. Czy nowe opakowania i zapach Pink Peony równie mocno skradły moje serducho jak niegdyś seria Beautiful Day? Czy to 'nowe' rozbudziło we mnie pragnienie poznania tej serii Tutti Dolci?


Nowa seria Tutti Dolci zupełnie nie przypomina kosmetyków BBW. Nowa szata graficzna: niby prosta, bez zbędnych efektów, pięknych kolorowych obrazków do dziś wprawia mnie w osłupienie i tak szczerze mówiąc, gdyby nie nazwa marki na nim to w życiu bym nie zgadła z jakiej firmy mam kosmetyk. Z jednej strony to fajnie, że marka BBW pomyślała by zrobić tak stonowaną kompozycję, urzekającą w prostocie a z drugiej czy razem z tym nie zmieniło się też działanie kosmetyku? No bo przecież jak są zmiany to niech są już na całego? :)

Krem do ciała z nowej kolekcji TUTTI DOLCI o nutach zapachowych kwitnących kwiatów peonii, różowej porzeczki i białego bursztynu.




Porównując go z poprzednim kremem do ciała tejże marki, który kilka miesięcy temu gościł w mojej kosmetyczce to powiem ... jest zupełnie inaczej! Owszem z kwestii praktycznej aspekty działania nie uległy zbytniej zmianie, ba nie uległy pogorszeniu ale została zmieniona jego formuła.
Pink Peony nadal dobrze radzi sobie z nawilżeniem, nadal może służyć jako kosmetyk 'wielofunkcyjny' ale też w tym przypadku (jak poprzednio) może być niezbyt wystarczający dla skór suchych. Nie zrozumcie mnie źle - jeśli macie suche pięty czy też dłonie, ok poradzi sobie z tym ale w moim odczuciu na większej powierzchni i z poważniejszym takim problem ten krem może nie dać rady, doraźnie owszem, na dłuższą metę - nie.
Ok i znowu mamy mega długi skład, który w moim przypadku nie szkodzi: nie uczula, nie podrażnia ani nic z tych rzeczy. Czy oprócz nawilżenia na poziomie 'ok, dla mnie może być' otrzymujemy coś jeszcze? Krem delikatnie wygładza szorstkości na skórze, jednak nie jest to zbyt mocne działanie (tu czytaj ---> na tyle by zrezygnować z dodatkowej pielęgnacji innymi preparatami czy oznaczałoby rezygnację z fundowania sobie peelingów).

Co uległo zmianie? Konsystencja - w przypadku poprzedniego kremu była ona lekka, jak bardzo leciutki krem nawilżający natomiast Pink Peony ma gęstą, żółtawą masę, które idealnie się rozprowadza. Z początku myślałam, że ta gęstość (mi to trochę przypomina takie kremy do golenia z tubki) będzie nie do rozsmarowania a tu proszę: nie bieli, wchłania się błyskawicznie, nie zostawia tłustej warstwy i po jakiś 2 - 3 minutach człowiek może spokojnie się ubierać. I tu paradoks mimo, że jest gestu to jednak na 'mizianie' skóry potrzebuj go więcej. 

Opakowanie zmieniło tylko szatę graficzną, zamykanie i cała reszta nadal bez zarzutu ;D



To co mnie rozczarowało w tym kremie to zapach. I wiem jak to dziwnie brzmi bo praktycznie BBW oczarowuje mnie swoimi zapachami (a poprzednia seria całkowicie wryła mi się w pamięć) to w przypadku różowej piwonii czuję lekki niedosyt. Nie czuję piwonii ani trochę, nawet kapki a więc co tym razem nam serwują? Sam w sobie zapach nie jest zły ... jest perfumeryjny po prostu, pachnie jak całkiem fajny 'casualowy' zapach - niezbyt nachalny, przyjemny i o ile jego poprzednicy potrafili godzinami 'siedzieć' na skórze tak Pink Peony po jakiś 2 znika całkowicie, inaczej ma się sprawa np. z moją pościelą bo tam znaczy się na niej delikatnie jeszcze go czuć. Co do wydajności to w tym przypadku miałam go równe 4 tygodnie ( o ponad 2 mniej niż z kremem Beautiful Day :P)

Nie powiem to nowe wcielenie Bath & Body Works wizualnie cieszy oko (spójrzcie np. na serię z kokosem!), w kwestii działania praktycznie dostajemy to samo ale mamy już zupełnie inną konsystencją (gęstą choć nie nazwałabym jej treściwą jednocześnie), gdzie ja zdecydowanie chyba wolę lżejszą formę tego kremu, a no i do tego ten perfumeryjny zapach i co z tego wynika?

Póki co moje odczucia są gdzieś pomiędzy: nie jest wow, jest poprawnie więc muszę zaopatrzyć się w inne produkty tej serii i może wtedy BBW ponownie mnie zaczaruje?

Kosmetyki Bath & Body Works dostaniecie w ich sklepach, w cenie 79 zł/ 226 g,

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze